Melbourne to ciekawe miasto. Kilka razy zostało ogłoszone najlepszym miastem do życia przez The Economist. Wygląda nawet na nowocześniejsze niż Sydney. Ogromne pięciopasmówki jako drogi dojazdowe do centrum, port który jest prawdziwym portem przeładunkowym, nowoczesne wieżowce w tym ten najwyższy w całej Australii Eureka z tarasem widokowym na 88 piętrze, to wszystko robi wrażenie. Do tego ogromne ilości sklepów, restauracji, galerii i przeróżnych miejsc. Ja nazwałabym to miasto bardzo alternatywnym, mekką australijskich artystów, również tych niedoszłych. Przeszłam się w sobotnie popołudnie po uliczkach i w przeróżnych zakamarkach między budynkami są pochowane knajpki (wszystkie pełne), a na ulicy co rusz ktoś śpiewa, gra, jeden żeby zarobić, drugi żeby może być zauważonym (sprzęt używany przez niektórych grajków nie wygląda na najtańszy). Ciekawy jest spacer brzegiem rzeki Yarra: knajpki, casino - Crown na styl Las Vegas ze sklepami, klubami nocnymi, kinami i wszystkim co dusza zabraknie. Warto zajrzeć na ulicę Brunswick pełną knajp, alternatywnych sklepów. Z atrakcji kulturalno-rozrywkowych to Melbourne podobnie jak Sydney też ma swoje Akwarium, teatry i muzea (odwiedziłam Muzeum Imigracji – małe, ale zrobione w bardzo ciekawy sposób). Jak ktoś chce dobrze zjeść za dnia jest grecka dzielnica, włoska i chińska, a konkretnie to kilka ulic w ścisłym centrum. Melbourne bardzo promuje się turystycznie, ma darmowy tramwaj – city circle (poza nim sieć płatnych tramwajów jest ogromna), darmowy autobus dla turystów – free shuttle (można w każdej chwili wsiąść i wysiąść). Widziałam również pracowników informacji turystycznej chodzących po ulicy w okolicy Federation Square i łapiących zbłąkanych turystów. Są tu wszystkie najważniejsze australijskie firmy, w tym medialne stacje, jak SBS czy ABC. Z drugiej strony w tym mieście co rusz widzę po raz pierwszy w Australii tak monstrualnie grubych ludzi, ale jest też ogromna ilość ludzi zadbanych, biegających, jeżdżących na rowerach. Jak to duże miasto jest pełne kontrastów.