Jestem w Sydney. Loty przebiegły bez najmniejszego problemu.
We Frankfurcie zwiedziłam AltStadt, bardzo niewielki, zaledwie 3 stacje kolejką S9 z lotniska do Hauptbanhof (o ile dobrze napisałam, to powiedzmy dworzec centralny). A tam zamykane na kluczyk schowki na bagaż, mój zmieścił się w tym za 3 euro, są większe za 5 euro. Potem informacja turystyczna i miła pani która powiedziała jak dojść do starego miasta, zaledwie 15 minut piechotom. Była piękna pogoda wszyscy wylegli nad Men, a tam ławeczki, kupa zieleni i stateczki wycieczkowe.
Lot do singapuru minął mi jak z bicza strzelił. Był to lot nocny , więc dostałam pyszną kolację i zasnęłam zmordowana lataniem po frankfurcie, na 8 godzin. Obudziłam się i dostałam śniadanko, a potem już lądowaliśmy. Lot trwał jakieś 11 godzin. Lotnisko w Singapuru niesamowite, tak nowoczesne i czyste, jakby zupełnie nie było uzywane. Ląduje się nad pięknymi wysepkami tropikalnymi, a na wodzie jest mnóstwo statków. Wyglądało przepięknie. Po dwóch godzinach już byłam w samolocie dalej. I zjadłam następną kolację i od razu niemalze zrobilo się ciemno, to był najkrótszy dzień w moim życiu ;). Różnica między Polską a Singapurem to 6 godzin do przodu. Następny lot też był fajny, ale już nie spałam tak dobrze, ale też miną szybko, trwał jakieś 7 godzin i odkryłam udogodnienia Qantasa. Kilkanaście filmów do wyboru, radio, TV, różnoraka muzyka. Nie da się nudzić. Tylko trochę kości bolą.
Jak na razie to wszystko. Napisze wkrótce.