Geoblog.pl    mundo    Podróże    Australia maj 2011    Alice Springs - czyli Red Centre
Zwiń mapę
2011
14
maj

Alice Springs - czyli Red Centre

 
Australia
Australia, Alice Springs
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19892 km
 
W tym roku Red Centre, czyli "czerwony środek" nie jest taki czerwony jak zazwyczaj. Podobno w ostatnim roku spadło niewiarygodnie dużo deszczu. Nawet Ranger, czyli strażnik parku narodowego, który oprowadza turystów, żartował, że w tym roku australijczycy jak do nich przyjeżdżają, jadą i jadą, i mówią chyba jeszcze nie dojechałem, bo nie jest czerwono. Całe Uluru jest otoczone zielonymi trawami, krzakami i drzewami. Ziemia natomiast jak człowiek się przyjrzy jest rzeczywiście niesamowicie czerwona.

Po przyjeździe do Ayers Rock Resort (Yulara) z lotniska zrozumiałam, że lot do Ayers Rock, zamiast Alice Springs był błędem. Hostel YHA tam ze zniżką która daje międzynarodowa legitymacja YHA to 34 $, czyli najwięcej ile płaciłam do tej pory. Bliżej nie zawsze oznacza taniej. Okazuje się, że mimo że z Alice Springs jest ponad 300 km do Uluru i Olgas toury (wycieczki) są bardziej korzystne cenowo. Oglądanie zachodu słońca, czyli Uluru Sunset z firmą AATKing to 55 $ + 25 $ wjazd na teren parku narodowego, a tak naprawdę stoisz jakieś 2 km od góry i przez 15 min obserwujesz jak zmienia kolor, jeśli masz szczęście i nie ma zachmurzonego nieba. Nie mówię, że Uluru mnie rozczarowało, bo było piękne rozczarowała mnie ta wycieczka, to że nawet dojechaliśmy do miejsca mojego zainteresowania. Cóż, tak na prawdę moja wina nie zbyt uważnie przeczytałam broszurę. Po powrocie nabrałam trochę broszur z recepcji i ceny mnie zmroziły za sam dojazd do Alice Springs miałam zapłacić 155$, już nie mówiąc o zwiedzeniu parku narodowego.
Miałam szczęście bo nocowała ze mną Niemka z własnym samochodem. Od 5 miesięcy jest w Australii i jechała z Adelajdy do Darwin, bo tam jest ciepło, jak sama stwierdziła ;). Szukała osoby z którą może jechać do Alice Springs. Odległości są tu tak duże że przyjęte jest tu że ludzie się umawiają i jadą gdzieś razem dzieląc koszty benzyny. Musiała już 14 maja być w Alice Springs, bo umówiła się tam przez internet z 3 osób, że zabierze ich do Darwin. Zwiedziłyśmy razem Uluru i Kings Canyon (chociaż nie mogłyśmy tam zbyt wiele czasu spędzić), przy Uluru za to oglądałyśmy wschód słońca i byłyśmy na Ranger Guided Mala Walk o 10 rano. Strażnik parku opowiadał o wielu ciekawych rzeczach (powiedzmy, że wszystko zrozumiałam ;), no powiedzmy, że chciałabym). Mówił o tym, że próbują turystów odzwyczajać od wchodzenia na górę, która bądź co bądź jest święta, czasowo zamykając bramkę na szlak poprowadzony na szczyt, robią to pod różnymi pretekstami. Poza tym strażnik powiedział, że mają pewnego rodzaju umowę z Aborygenami, że będą się troszczyć o ich ziemie, w zamian za troszczenie się o ich turystów.
Wracając do mojego transportu dojechałam do Alice Springs przez Kings Canyon dzieląc koszty benzyny. Po drodze dużo atrakcji kangury, myszy na drodze, krowy (są tu ogromne farmy) i nawet jeden wielbłąd. Jestem w tej chwili w nieciekawym i dość zapuszczonym mieście. Faktycznie jest tu dużo Aborygenów, ale nie jest to dla mnie nic nowego już w Cairns było ich dużo. Nocuje w hostelu YHA i raczej tu spędzę dzisiejszy wieczór. Jutro mam pociąg do Adelajdy, na szczęście stacja to 10 min piechotą. W Adelajdzie będę dopiero 16 maja. Pewnie dopiero 17 maja coś napisze.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 1% świata (2 państwa)
Zasoby: 17 wpisów17 19 komentarzy19 153 zdjęcia153 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
23.04.2011 - 24.05.2011